Msza za miasto Mielec

niedziela, 22 kwietnia 2018


Gdy starzy ludzie tracą wiarę, to jest gorzej, niż kiedy wiarę tracą ludzie młodzi. Prawem młodych jest bunt i bywa, że po odejściu od Boga wrócą do niego w przyszłości, jeśli ich rodzice będą wierzącymi. Gdy wtedy ich przekonają do powrotu – słowem, przykładem – gdy zachęcą do wiary ich dzieci.
Kiedy starzy ludzie tracą stracą wiarę, wiary nie odzyskają także ich dorosłe dzieci, a wnuki wiary nie poznają. To taka moja teoria, nie poparta żadnymi badaniami, ale moją obserwacją świata.
Żyjemy w świecie…. No właśnie, w jakim my świecie żyjemy? Czy jest to świat chwilowej fluktuacji moralnej, przewartościowań starych prawd, czy może jednak ten świat zmierza nieuchronnie w kierunku coraz większego indyferentyzmu religijnego, a tym samym moralnego? Przyznam, że nie znam na to pytanie odpowiedzi. Wiara mi podpowiada, że to wszystko się odwróci, obserwacja otoczenia nie potwierdza tego mojego przekonania, wywiedzionego z wiary.
Obserwuję, że nie tylko ja nie wiem, w jakim świecie żyjemy, na co ten świat choruje i jakie jest lekarstwo na jego chorobę. Bo to, co obserwujemy, to dla mnie jest choroba społeczeństwa. Nie powolne, ewolucyjne zmiany w genetyce społecznej, ale choroba, rak tkanki społecznej.
W społeczeństwie, jak w organizmie człowieka, cały czas zachodzą zmiany. W człowieku zmienia się kod genetyczny, poprzez powstawanie nowych mutacji genów. Gdy następuje to powoli, mamy do czynienia z ewolucją człowieka, gdy następuje gwałtownie, mamy do czynienia z chorobą, z jakimś rodzajem nowotworu, raka.
Nasze społeczeństwo zostało gwałtownie przekształcone, w ciągu kilku dziesięcioleci nastąpiły zmiany o takiej wielkości, jakie kiedyś (choć inne) zachodziły przez stulecia.
Mamy do czynienia z jakimś rodzajem nowotworu społecznego, z którym nie bardzo wiadomo co zrobić.
W Niedzielę Miłosierdzia byliśmy z Żoną w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. Mszę prowadził i kazanie głosił ksiądz profesor z Uniwersytetu Papieskiego. Miało dwie, jakże różne, części. Pierwsza, to był kerygmat (w ujęciu biblijno-teologicznym pojęcie to określa publiczne i uroczyste ogłaszanie dzieła zbawienia przez Boga i objawienia go w ukrzyżowanym i zmartwychwstałym Chrystusie) w który wplecione były fragmenty związane ze świętą Faustyną i jej dziełem. Przyznam, że miałem łzy w oczach. Wspaniałe kazanie. A potem ksiądz profesor przeszedł do omawiania tej złej, niezrozumiałej współczesności. Widać było, że jej absolutnie nie rozumiał. Miałkie komunały mogły przekonać przekonanych, ale nigdy wątpiących, którzy byliby poruszeni pierwszą częścią kazania.
I to był przykład, jak współczesny Kościół nie radzi sobie ze współczesnym światem. To widać w większości kazań, w większości podejmowanych działań ewangelizacyjnych. One utwierdzają przekonanych, choć tu też mam wątpliwości. Wątpliwe, czy trafiają do nieprzekonanych, do tych owiec rozproszonych, do innych owczarni w szczególności.
Kościół nie wie, co czynić ze współczesnym światem. On nie mieści się w modelu, którego nadal pewnie nauczają w seminariach. On zmienia się zbyt szybko, znacznie szybciej, niż programy kształcenia, znacznie szybciej, niż mentalność zamkniętej dość i sztywnej grupy, jaką są diecezjalni księża.
Dlatego tak dobrze ię czuję u dominikanów na Służewcu, którzy - tak mi się wydaje – za tym światem nadążają. Dlatego popieram Papieża Franciszka w jego zmianach Kościoła, tego Papieża, któremu niektórzy polscy duchowni życzą śmierci, a wielu po prostu nie rozumie.
Kościół potrzebuje zmian. Kościół mielecki także.
Sam już nie wiem, dlaczego tak bardzo się zdziwiłem, kiedy na Rynku Starego Miasta w Mielcu ujrzałem w niedzielę 23 kwietnia, księdza proboszcza z Parafii Ducha Świętego ze sporym gronem wiernych, którzy pośród wypoczywających ludzi, pijących piwo i rozmawiających w ogródkach piwnych, rozłożyli ołtarzyk i zaczęli głosić Słowo Boże, okraszając modlitwę muzyką.
Na zdziwione przygotowaniami pytanie mojej Żony: a cóż oni będą robić? - odpowiedziałem żartem – pewnie nawracać tych pijaków. Jakich pijaków? - zdenerwowała się moja Żona. Sam jesteś pijak – skwitowała. Ale okazało się, że rzeczywiście: Słowo Boże skierowano do pijących piwo i jedzących lody.
Nie wiem, ilu z nich było na niedzielnej mszy – my akurat byliśmy – i brakowało im niedzielnego Boga? Pewnie część była, część nie – wszak pogoda zachęca do spacerów a mniej do kościoła. Choć nadal nie było wiadomo, kto Słowa potrzebował, kto nie. Ksiądz zachęcał do wejścia w krąg modlitewno – śpiewający, ale nie bardzo kto się kwapił. My, z rowerami, na sportowo, po chwili odjechaliśmy. Jadąc, myślałem, czy taka forma – rewolucyjna jak na Mielec, jest formą właściwą - to znaczy skuteczną - i czy akurat ludzie wypoczywający niedzielnym popołudniem, są właściwymi odbiorcami takich działań.
Bo że coś trzeba robić, że trzeba szukać innych form ewangelizacji, zmieniania czyli naprawiania, uzdrawiania tego świata, to jestem przekonany. Ja, preferujący czytanie i rozważanie w samotności, raczej nie jestem medialno-wizyjny i takie formy przekazu niekoniecznie do mnie trafiają. Ale myślę, że ludzie bardziej telewizyjni czegoś takiego potrzebują, że coś takiego kupią.
Problem w tym, kiedy i do kogo takie przesłanie kierować. Przesłanie, które winno być nie amatorskie, ale profesjonalne, dobrze wypracowane, dobrze przekazane. Nie powinno być miejsca na amatorszczyznę, słabą improwizację. Myślę, że miejsce powinno być starannie dobrane. Także odbiorcy nieprzypadkowi. Jakie to mają być grupy to sprawa do głębszej analizy.
Kibicuję Księdzu Proboszczowi. To pierwszy tak odważny ruch (ewangelizacyjny) w Mielcu.
A Mielec potrzebuje – moim zdaniem – ewangelizacji. Bo potrzebuje leczenia, w wielu miejscach, społecznej tkanki. Ale jedno i drugie musi być profesjonalne, nie amatorskie. I musi mieć taki przekaz, by było zdolne przekonywać nieprzekonanych. A nie jedynie utwierdzać swoich w wierze. Bo sens takich działań jest wtedy taki sobie.
No i to działanie musi być daleko od jakiejkolwiek polityki.
Cóż na koniec? Powodzenia. Trzymam kciuki. I modlę się za działania Księdza.

O autorze andrzej

Autorem jest dziennikarz obywatelski z Mielca. Obywatelski Mielec to wspólny serwis aktywnych mieskzańców - członków organizacji społecznych, działaczy, osób które chcą coś zmienić.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Napisz nam, co o tym myślisz!